30 czerwca 2014

ROZDZIAŁ I: DISSENDIUM

Teodor Nott zaklął głośno, kiedy ostra końcówka pióra boleśnie rozcięła mu kciuk. Rzucił przyrząd do pisania na wierzch sterty rzeczy, które zamierzał wkrótce spakować do szkolnego kufra, po czym wstał z klęczek i wytarł odrobinę krwi w prześcieradło. Z obrzydzeniem spojrzał na czerwoną smugę na pościeli, owinął palec w skraj koszulki, otworzył drzwi sypialni i krzyknął:
— Ogryzku!
Nie minęło dziesięć sekund, jak pojawił się skrzat domowy. Swoim wyglądem udowadniał, że imię pasowało do niego idealnie — nie należał wprawdzie do najstarszych skrzatów w posiadłości Nottów, ale pomarszczona, wisząca skóra zdradzała sędziwy wiek, podobnie jak białe włosy (a raczej ich resztki) wystające z nosa i uszu.
— Tak, paniczu? — Stwór skłonił się nisko i tkwił w tej pozycji, aż Ted nie otworzył szerzej drzwi oraz nie syknął czegoś niezrozumiale. Wówczas Ogryzek wszedł do sypialni swojego pana a w zachowaniu jego i chłopaka zaszła dość niespotykana zmiana: Nott przestał spinać mięśnie twarzy, natomiast skrzat nie wpatrywał się już pokornie w podłogę.
Od trzech lat odgrywali tę szopkę z "panem" i "niewolnikiem", aby nie denerwować seniora rodziny, który wciąż praktykował stare metody zarządzania domem. Nie można tego nazwać okrucieństwem podobnym do tego, kiedy skrzaty kopano i poniżano w każdy możliwy sposób, jednak czarodzieje dawnej daty nadal nie umieli obdarzyć swych sług choćby minimum szacunku.
Zmieniło się to w młodszym pokoleniu, na które nie kładziono już aż takiego nacisku w kwestii przewagi czystej krwi nad wszystkim innym. Teodor od najmłodszych lat nie do końca rozumiał, dlaczego Ogryzek i inne skrzaty nie mogą wykonywać próśb zamiast poleceń, więc kiedy tylko chłopiec jako tako opanował umiejętność mówienia, zmienił formę rozkazującą na "Czy mógłbyś...?". Jeden jedyny raz zrobił to przy ojcu i od tamtego czasu wolał nie okazywać skrzatom sympatii, gdy starszy Nott był w pobliżu.
Matka nie przywiązywała do tego zbyt dużej wagi, większość czasu spędzając w ogrodzie na plotkach z przyjaciółkami. Ze swoją siostrą, Astorią, nie utrzymywała kontaktu, jeśli nie musiała; oznaczało to, że poza świętami nie pisywały ze sobą, a raczej — Dafne nie odpowiadała na listy. Wciąż nie mogła jej wybaczyć, że zdając sobie sprawę z uczucia siostry do Draco Malfoya, młoda poślubiła go kilka lat po wojnie. Co więcej, Teodor Nott senior doskonale o tej miłości wiedział, a mimo to zgodził się pojąć pierworodną córkę Greengrassów za żonę, aby uchronić ją "przed ośmieszeniem w oczach arystokratycznej społeczności", jak to wyraził się jej ojciec, Victor Greengrass. A poza tym, ten ożenek wpłynął pozytywnie na stan skarbca Nottów z Gringottcie, nawet jeśli już wcześniej złota było w nim dość sporo.
Tedowi nigdy nie przeszkadzało, że tak naprawdę jest owocem nie miłości, a raczej obowiązku. Oczywiście, rodzice dbali o niego nie tylko pod względem materialnym, w sumie to czasem zachowywali się jak stereotypowa rodzina, których pełno spotykało się na Pokątnej czy King's Cross. Pocieszał się też tym, że jego najlepszy kumpel jest jednocześnie jego kuzynem, więc nikt się nie będzie czepiał co do tego, jak wybiera sobie znajomych.
Zamknął drzwi i westchnął ciężko, pokazując Ogryzkowi zraniony palec.
— Możesz mi to opatrzyć? — Wykrzywił usta w coś pomiędzy uśmiechem a grymasem bólu, kiedy najpierw chciał być dla skrzata miły, a później ten chwycił kciuk w drobną dłoń. Trzasnęło, a ranka dosłownie rozpłynęła się w powietrzu.
— Dzięki. — I już miał kontynuować pakowanie, kiedy stworzenie chwyciło go za nogawkę i tym samym zatrzymało. Nie do końca mu się to spodobało, bo była już dziesiąta, a on jeszcze nie zdążył schować ubrań i książek, leżących teraz w nieładzie na łóżku. — Co?
— Panicz pamięta, że za dwadzieścia pięć minut przybędą państwo Malfoyowie, aby wraz z pańskimi rodzicami udać się na peron dziewięć i trzy czwarte?
— Tak, właśnie dlatego chciałbym skończyć się pakować — odparł nieco oschle, wywracając oczami. Doprawdy, jakkolwiek często Ogryzek przypominał mu o wielu ważnych kwestiach, tak ta jego uwaga raczej Teda zirytowała.
— Pani kazała paniczowi doprowadzić swój pokój i włosy do porządku. — Skrzat nie dawał za wygraną, coraz mocniej zaciskając palce na dżinsie. — Może Ogryzek zajmie się pakowaniem i sprzątaniem, a panicz pójdzie się uczesać oraz odświeżyć?  Ogryzek nie powie nikomu o paczce ze sklepu Weasleyów, którą panicz chce schować do szkolnego kufra.
— Skąd ty... — zaczął, całkowicie zdumiony tym, że skrzat wie o całym zapasie Wszystkowiedzącego Pergaminu, podobno odpornego na zaklęcia, których nauczyciele używali do wykrycia ściąg i innych tego typu uczniowskich kłamstewek. Machnął jednak na to ręką, mrucząc "Nieważne" pod nosem. — Taaak, zajmij się tym, a ja idę zrobić coś z TYM. — Przygładził mocno sterczące kosmyki ciemnych włosów, po czym wyszedł do łazienki znajdującej się po drugiej stronie korytarza.
Kiedy stanął przed lustrem i zobaczył, jaki bałagan ma na głowie, machinalnie usłyszał przepełniony pretensjami głos matki: "Czy nie mógłbyś choć raz mieć tak ładnej fryzury jak Scorpius, no popatrz tylko, jak się jego matka chełpi tym, że synalek nie ma gniazda nad czołem! Dostajesz wszystko, czego zapragniesz, a ja cię proszę tylko o częstsze korzystanie z grzebienia! Czego oni was uczą w tym Hogwarcie? Za moich czasów...".
Nie chcąc dać Malfoyowi powodów do kpin w pociągu, Ted zmoczył ręce, przejechał nimi po twarzy i włosach, po czym sięgnął po grzebień. Ten chaos dało się ujarzmić, ale chłopak naprawdę nie lubił mieć "ładnej fryzury jak Scorpius", bo czasem odnosił wrażenie, że ilość brylantyny we włosach jego przyjaciela w pewien sposób blokuje swobodny przepływ myśli i to dlatego Scorp zachowuje się jak bezmózgi palant. Nott wolał nie ryzykować, w końcu ktoś musiał mieć odrobinę oleju w głowie.
Jedni mówili, iż Ted jest skórą zdjętą z ojca, a inni zdumiewali się, jak bardzo przypominał matkę. On sam twierdził, że ogólna postura faktycznie upodabniała go do Notta seniora, lecz poszczególne detale twarzy — nos, usta i kształt niemal czarnych oczu — zawdzięczał Dafne. Tak samo jak głowa rodziny, był dość żylasty i wysoki, choć bardziej odpowiadałoby określenie "rozciągnięty", ze względu na długie nogi i ręce, które przez jakiś czas były dla niego prawdziwym utrapieniem. Po kilku latach złośliwi koledzy jednak zrozumieli, że górowanie nad uczniami to znowu nie taka zła opcja, zwłaszcza jak jest się obrońcą.
I to nie takim najgorszym, szczerze mówiąc. Teodor nie lubił się tym chwalić, ale powstrzymywanie przeciwników od zdobywania goli szło mu naprawdę dobrze. Nadal nie osiągnął perfekcji, do której dążył odkąd przyjęto go do drużyny, lecz starał się jak tylko mógł. Poza tym, mając Malfoya za ścigającego wręcz musiał dbać o to, aby kafel ani razu nie przeleciał przez bramki — Scorpius bez skrępowania przyznał się swojemu przyjacielowi, że przekupił kapitana i tylko dlatego pozwolono mu zostać członkiem drużyny. Nie był totalnym beztalenciem, ale jeśli chodzi o celowanie szło mu naprawdę słabo. Lepiej sprawdzał się jako ktoś, kto zabiera kafla "tym drugim" a w faulowaniu był prawdziwym mistrzem.
Szarpnął grzebieniem i syknął, kiedy poczuł ból na skórze głowy. To chyba nie był jego dzień, ale przywykł do tego, iż jego włosy oraz ogólna prezencja mają tendencję do buntowania się właśnie wtedy, gdy powinien wyglądać jak cywilizowany człowiek. Zrezygnowany odrzucił grzebyk na umywalkę, sięgnął po brylantynę i nałożył jej sporo na najbardziej sterczące miejsca. Wirtuozerią tego nie można było nazwać, jednakże i tak wyglądało to lepiej niż przed dziesięcioma minutami.
Mama będzie zawiedziona, że nie może zrobić mu awantury przy gościach...
Wybiegł z łazienki i prędko ubrał się w rzeczy przygotowane przez Ogryzka. Skrzat, o dziwo, zdążył już posprzątać pokój swojego pana, również sterty szkolnych przyrządów oraz książek zniknęły, zapewne równo poukładane w kufrze.
Sypialnia Teda nie wyróżniała się niczym specjalnym — szara, połyskująca tapeta, granatowy jedwab tam, gdzie można było go wcisnąć (czyli jako pościel i zasłony) oraz aksamitne obicie fotela w tym samym kolorze sprawiały, że pomieszczenia wyglądało i elegancko, i nowocześnie. Na ścianach wisiał proporczyk Slytherinu a nad biurkiem chłopak umieścił sporo zdjęć, przedstawiających głównie jego i Scorpiusa w różnych momentach dorastania — jako kilkulatki wyrywające sobie dziecięcą miotełkę, pierwszoklasiści jednocześnie dumni i przerażeni nadchodzącym rokiem szkolnym, w czwartej klasie po dostaniu się do drużyny. Wszystkie te fotografie były już nieco wyblakłe, więc najnowsza, zrobiona na końcu szóstej klasy, odznaczała się na tle reszty.
Kiedy podszedł do okna zobaczył, jak ku bramie zmierzają trzy dobrze znane mu postacie. Na ich widok poczuł nie tylko radość, ale też coś na wzór rozbawienia, ponieważ nawet z tej odległości można było dostrzec, że ojciec i syn się o coś sprzeczają. Draco i Scorpius szli z przodu, obaj gestykulowali żywo i najwyraźniej zupełnie zapomnieli o Astorii kroczącej kawałek za nimi. Była jak zwykle spokojna, tak niepodobna w tym do siostry, która wpadała w furię szybciej niż latał znicz.
Teodor postanowił zejść na dół, zanim Malfoyowie zatrzymali się przed żeliwnymi wrotami. Postanowił nie dać dziś matce powodów do upokarzania go przy innych, co czyniła nie z chęci poniżenia go, a pragnienia uniknięcia ośmieszenia. Cóż, nie do końca jej to wychodziło, bo ludzie śmiali się raczej z histerii Dafne, niźli wymyślonych wybryków jej syna.
Zjawił się w holu dokładnie w chwili, gdy Gilgotka, młoda i niezwykle żywiołowa skrzatka, otworzyła przybyszom drzwi. Ledwo powstrzymał śmiech, gdy ujrzał matkę z otwartymi ustami gotowymi do krzyku, które musiała jednak zamknąć, skoro nie musiała wołać swojego dziecka.
— Zachowuj się. — Zdążyła wysyczeć, zanim jej siostra z rodziną weszli do środka, a zaraz potem na jej ustach wykwitł sztuczny, pełen przesadzonej słodyczy uśmiech.
— Scorpiusie, gdybym spotkała cię samego na ulicy, na pewno pomyliłabym cię z Draco! — wycedziła przymilnie, uciekając wzrokiem od Astorii uśmiechającej się łagodnie do swojego siostrzeńca. Ted odwzajemnił ten uśmiech, zawsze lubił ciotkę chociażby ze względu na to, że przestała mówić do niego jak do bobasa mniej więcej w momencie, kiedy bobasem nie można go było już nazwać. Dafne natomiast chyba nie widziała różnicy między siedmio- a siedemnastolatkiem.
— Naprawdę wyglądam jak stary zgred? Dziękuję, to bardzo miłe — odparł z udawaną uprzejmością, wyszczerzył zęby do Teodora, a później syknął, kiedy ojciec ścisnął go za ramię.
— Scorp, zachowuj się — warknął Draco dokładnie tym samym tonem, jaki kipiał w głosie jego szwagierki. — Czekamy na Teodora czy idziemy na dworzec bez niego?
— Nie ma chyba sensu na niego czekać, obiecał być w domu przed waszym przyjściem — rzekła chłodno, ale ten chłód był skierowany raczej do męża, niż do Malfoya. Na swoją szkolną miłość patrzyła tak, jakby oboje wciąż mieli po kilkanaście lat, z tym, że on nadal nie zwracał na nią najmniejszej uwagi.
— Na pewno wypadło mu coś ważnego, nie musisz się na niego gniewać. — Tym razem odezwała się Astoria, nadal się uśmiechając, lecz w te chwili jej spojrzenie utkwione było w siostrze.
Ted czasem przyłapywał się na tym, że przyglądał się matce i ciotce z zainteresowaniem, jakby czekał na cień reakcji, emocji, czegokolwiek. Tak było i tym razem, ale, jak zwykle, nie doczekał się żadnej z tych rzeczy. Naprawdę nie rozumiał, dlaczego mama nie mogła pogodzić się z tym, że Draco jej nie wybrał, choć Nott w niczym mu się nie dziwił; decyzja pomiędzy poślubieniem albo znerwicowanej Dafne, albo pogodnej Astorii wydawała się oczywista. Wygląd nie miał tu żadnego znaczenia, bowiem obie siostry Greengrass należały do urodziwych kobiet, choć ich uroda u obu prezentowała się nieco inaczej — starsza miała bladą skórę i czarne, perfekcyjnie ufryzowane włosy a z jej zimnych, jasnoniebieskich oczu biła duma; natomiast policzki młodszej zawsze zdobiły rumieńce, włosy wiązała luźno, acz nadal elegancko, a podobne do siostrzanych oczy błyszczały wesoło.
Matka Teodora zignorowała słowa siostry, gromiąc ją jedynie spojrzeniem. W tej samej chwili przyszły skrzaty, aby wynieść bagaże Teda i Scorpiusa na zewnątrz. W domu nie można było się deportować, a tym właśnie sposobem wszyscy mieli udać się na King's Cross.
— W takim razie wychodzimy. — Dafne odsunęła się z przejścia, ciągnąc za sobą syna, aby Malfoyowie mogli opuścić posiadłość Nottów jako pierwsi. Po niecałej minucie i oni wyszli, gromadząc się z resztą w małą grupkę na środku niewielkiego placu, otoczonego niskim murkiem i krzewami czerwonych róż. Kwiaty dawno przekwitły, więc teraz wyglądały jak kolczaste patyki, niezbyt ładne oraz mogące jedynie poranić nogi nieuważnych przybyszów.
Chłopcy stanęli obok siebie, wymieniając szybki uścisk dłoni, bo dotąd nie udało im się przywitać.
Ted spojrzał na jasne niebo, jeszcze nie do końca błękitne, wciąż noszące ślady świtu. Miał nadzieję, że ten dzień nie będzie zbyt gorący, nie znosił podróżować podczas upałów, a w poprzednich latach pierwszy września wypadał akurat kiedy temperatura przekraczała dwadzieścia pięć stopni.
Nagle poczuł, jak długie paznokcie matki napierają na jego ramię. Zazdrościł swojemu przyjacielowi, który po prostu złapał ojca za łokieć a drugą dłonią chwycił kufer. Uchylił się przed ręką Astorii, która chciała pogładzić syna po włosach, lecz Ted nie widział w tym nic żenującego. Sam chciałby czasem poczuć, że nie jest dla Dafne jedynie biletem do utrzymania nazwiska jak najdłużej wśród znamienitych rodów...
— Widzimy się za sekundę na peronie — mruknął Scorpius, zanim trzasnęło i placyk opustoszał.


— Wreszcie wolność! — Malfoy rozciągnął się błogo na siedzeniu w przedziale, kiedy Express Hogwart opuścił dworzec.
Oprócz nich nie było tu nikogo, ale Ted podejrzewał, że zaraz znajdą ich Daniel Hicks i Aura Bravado, prefekci Ravenclawu. Może nie do końca byli przyjaciółmi, ale dość dobrze się dogadywali i Nott wiedział, że na obojgu, szczególnie na Danielu, może polegać. Nie wyczekiwał jednak ich nadejścia, bo lubił siedzieć w prawie pustym przedziale, poza tym kiedy Malfoy i Hicks przebywali w jednym pomieszczeniu można było zapomnieć o spokoju.
— O co kłóciłeś się z ojcem? — Nott odwrócił wzrok od okna i utkwił spojrzenie w Scorpiusie.
— Daj spokój — prychnął, kładąc nogi na przeciwległym siedzeniu. — Jest członkiem Rady Nadzorczej, nie? Na ostatnim spotkaniu dowiedział się, że na naszym roku ma być jakiś nowy, podobno "nadzwyczajny uczeń", Durmstrang płakał jak go żegnał. — Wywrócił oczami. — Tatuś rzecz jasna udzielił mi wskazówki, abym się zakumplował z tym typem, bo może to podniesie moje oceny i że zawsze dobrze mieć za znajomych takich geniuszy... A jak mu powiedziałem, że w nosie mam jajogłowych, to w gratisie palnął mi kazanie o mojej ignorancji. Norma. — Wzruszył ramionami i ziewnął, aby pokazać swoje znudzenie dla całej sytuacji.
— Jak trafi do Ravenclawu, to Daniel się nim zajmie, uwielbia gadać z takimi jak on sam. Albo Aura, choć ona chyba wolałaby zająć się tobą — zarechotał i sięgnął do plecaka, gdzie miał trochę słodyczy, w tym kilka pudełek czekoladowych żab. Odpakował jedną, wyciągnął kartę i wydał z siebie jęk rezygnacji. — Jak zobacze tu jeszcze jednego Pottera, to napiszę list do producenta. Kiedy oni przestaną wszędzie wciskać jego twarz, niedługo znajdę go w...
— Jesteś dupkiem, Ted — Malfoy zignorował jego uwagę o Wybrańcu. — Aura i ja to przeszłość, niewypał wielkości Hagrida a ona doskonale o tym wie — burknął, trącając Notta stopą w bok.
Nie lubił, kiedy wypominano mu trzydniowy związek z Bravado na piątym roku. Ten godny pozazdroszczenia okres Scorpius traktował jak największą pomyłkę swojego życia. Lubił tę dziewczynę, owszem, ale szybko przekonał się, że zupełnie nie nadają się na parę, bo oboje chcieli nosić spodnie. Wspólnie doszli do wniosku, że każde z nich potrzebuje partnera pokroju Hicksa — uległego i gotowego do poświęceń, takich jak noszenie książek czy pożyczanie pieniędzy.
Teodor tylko sarknął rozbawiony i ponownie wlepił wzrok w widok za oknem. Nie miał ochoty dalej się sprzeczać, zwłaszcza jeśli chodziło o takie sprawy jak dziewczyny, bo i tak zawsze kończyło się na złośliwym "A ty, kiedy ostatni raz byłeś na randce?" Malfoya.
Ten zamierzał najwyraźniej się zdrzemnąć, bo ułożył się na "swoim" rzędzie siedzeń, wtulając głowę w oparcie fotela. Nott również postanowił się przespać, aby nadrobić poranne godziny stracone na pakowaniu się; przez własne lenistwo musiał wstać o piątej, ponieważ całe wakacje nie chciało mu się uporządkować rzeczy do zabrania do Hogwartu, nie zdążył też opróżnić kufra z gratów, jakie przywiózł ze sobą w lipcu do domu.
Kiedy ponownie otworzył oczy odniósł wrażenie, że minęły maksymalnie trzy minuty. Malfoy już jednak nie spał, a na dodatek w przedziale byli teraz też Daniel i Aura. Cała trójka nawet nie zauważyła, że Nott się obudził, więc nie przerywali rozmowy. Ted chwilę podsłuchiwał, ale kiedy zdał sobie sprawę, iż mówią o tym nowym uczniu, ziewnął przeciągle, czym zwrócił na siebie ich uwagę.
— O, cześć Teodorze! — Hicks posłał mu szeroki uśmiech, błyskając śnieżnobiałymi zębami.
Daniel z wyglądu i zachowania przypominał odrobinę prezentera mugolskiej telewizji — nienaganna fryzura, schludne ubranie oraz ogromna charyzma sprawiały, że łatwo zyskiwał nowych znajomych oraz, czego bardzo zazdrościł mu Malfoy, potrzebne informacje. Był jednak zbyt honorowy i kulturalny, aby ośmielić się wykorzystywać je przeciwko innym, zwykle więc zachowywał nowinki dla siebie lub dzielił się nimi jedynie z najbliższymi osobami. Fakt, że wśród nich był również Scorpius zmuszał Hicksa do nieustannego pilnowania, aby nie palnąć bezmyślnie czegoś, co Malfoy mógłby uznać za przydatne.
Siedząca obok niego dziewczyna również się uśmiechnęła. Czasami Nott zastanawiał się, czy nie miała wśród swoich przodków jakiejś wili, bo choć jej włosy nie były blond a skóra śniada, uroda Aury Bravado powalała. Delikatne rysy i niewinny wygląd myliły wielu chłopców, chcących popaść w jej łaski — ta Krukonka należała do najbardziej ambitnych oraz bezwzględnych ze znanych Nottowi dziewcząt, a język miała ostrzejszy niż pióro, którym rankiem skaleczył się Ted.
— Ale z ciebie Śpiąca Królewna — powiedziała na przywitanie i usadowiła się wygodniej.
— Kto?... — Zmarszczył brwi, nie mając pojęcia o czym, lub o kim, Aura mówi. Nie dowiedział się jednak, bo Malfoy rzucił się na miejsce obok niego i zbliżył swoją twarz do twarzy Teda.
— Spałeś trzy godziny a chrapałeś jak zarzynana świnia! — wydarł mu się prosto do ucha, po czym usiadł już prawie normalnie, po turecku, i poklepywał dłońmi kościste kolana. — Jak to możliwe, że sam siebie nie budzisz?
— Odwal się — burknął, potarł prawe ucho, w którym teraz mu dzwoniło, i wstał, aby zdjąć z wieszaka bluzę. Pogoda wyraźnie się popsuła, niebo poszarzało, a deszczowe chmury kłębiły się w coraz większych skupiskach. Zrobiło się też zimno albo tylko on się tak czuł.
— My już chyba pójdziemy. — Aura również wstała, a zaraz za nią zrobił to Daniel. — Niedługo będziemy w Hogsmeade, a trzeba się jeszcze przebrać. Do zobaczenia na uczcie!
Po tych słowach oboje opuścili przedział. Ted uznał, że mają rację i powinien wyjąć szatę szkolną z kufra. Miał tylko nadzieję, że Ogryzek nie schował jej gdzieś na samym dnie...

Rozpadało się na dobre, kiedy pociąg zatrzymał się na stacji w wiosce. Uczniowie, marudząc, powoli gramolili się z pociągu; pierwszoroczni od razu kierowali się do Hagrida a reszta udała się do powozów ciągniętych przez testrale.
Teodor i Scorpius przebyli tę krótką drogę pomiędzy Hogsmeade a Hogwartem w towarzystwie nieznanych im Gryfonów z trzeciej lub czwartej klasy. Chociaż podróż trwała niecały kwadrans, Ślizgonom strasznie się dłużyła ze względu na gadatliwość wychowanków Domu Lwa oraz ich wyraźną chęć sprowokowania starszych kolegów. Szybko jednak odpuścili wypowiadania stwierdzeń takich jak "Oby moja młodsza siostra nie wylądowała w Slytherinie, jest na to za mądra...", bo Malfoy ostentacyjnie zaciskał i rozprostowywał pięści, wpatrując się intensywnie w najgłośniejszego z prowokatorów. Ted ignorował ich wszystkich, myśląc przede wszystkim o tym, jak okropnym uczuciem są kropelki wody spływające po karku.
Kiedy wszyscy dotarli do Wielkiej Sali i zajęli miejsca przy swoich stołach, szmer rozmów wkrótce zamienił się w prawdziwy hałas. Śmiechy, pogawędki, nawoływania do przyjaciół siedzących dalej mieszały się ze sobą, przez co w pomieszczeniu wrzało jak w ulu.
Dopiero gdy dyrektorka wstała, uczniowie zamilkli. Jej przemowa była bliźniaczo podobna do tych z poprzednich lat — najpierw wszystkich powitała, później wspomniała o zakazach i przestrzeganiu regulaminu oraz wyraziła nadzieję, że wszyscy wezmą się do nauki już od początku roku, szczególnie piąto- i siódmoklasiści. Całość trwała nieco ponad dziesięć minut, a następnie drzwi Wielkiej Sali otworzyły się i weszli nowi uczniowie, oczekujący na Ceremonię Przydziału.
Z nieznanego Tedowi powodu, Malfoy rozchichotał się tak bardzo, że musiał wsadzić sobie pięć do ust, aby nie zwrócić na siebie uwagi nauczycieli.
— Co? — syknął Nott, patrząc na przyjaciela jak na idiotę. Ten tylko pokręcił głową i wskazał palcem na rządek pierwszorocznych, dalej śmiejąc się piskliwie.
Teodor przyjrzał się dokładnie dzieciakom i dopiero po kilkunastu sekundach natrafił na zjawisko, które tak rozbawiło Scorpiusa — nad jedenastolatkami wyraźnie górował jeden uczeń, znacznie od nich wyższy i najwyraźniej skrępowany tym, że wygląda jak wieżowiec pośród domków. Istotnie, sprawiał dość zabawne wrażenie, co najwyraźniej zauważyło sporo innych uczniów, śmiejących się pod nosem i pokazujących sobie młodzieńca palcem.
— Każdy wyczytany uczeń siada na stołku i wkłada Tiarę Przydziału, która wskaże mu odpowiedni dom —zaczęła McGonagall, znów skupiając na sobie uwagę wszystkich. — Ze względu na to, że mamy wśród przybyłych ucznia starszego roku, jego nazwisko wyczytam jako pierwsze. — Rozwinęła trzymany przezeń zwój pergaminu, odnalazła wzrokiem konkretne dane osobowe, odchrząknęła i przeczytała:
— Eric Ilan.
Ów górujący nad resztą uczniów chłopak przeszedł przez tłum pierwszorocznych i zawstydzony usiadł na stołku. Wyglądał naprawdę komicznie, kiedy McGonagall włożyła mu na głowę Tiarę. Podskoczył zaskoczony, kiedy szew kapelusza rozerwał się i przedmiot rozpoczął monolog o cechach Erica.
— Masz w sobie wystarczająco dużo odwagi, abym mogła uczynić cię Gryfonem. Twoja inteligencja sprawia, że Krukoni również przyjęliby cię z otwartymi ramionami. Puchoni pokochaliby cię za uprzejmość i lojalność, jednakże... Wszystkie te cechy przyćmiewają spryt oraz zaradność godna prawdziwego Ślizgona. W twoim sercu wyczuwam również wielką ambicję i chęć dążenia do celu bez względu na to, jakie pułapki zastawi na ciebie los. Nie mam więc wyboru i twoim domem od teraz będzie SLYTHERIN! — ryknęła Tiara, a przy stole Ślizgonów znów zapanowała wrzawa. Wszyscy w zielono-srebrnych krawatach bili brawo, Scorpius przestał się chichrać a Teodor przyglądał się Ilanowi z daleka. Eric usiadł po drugiej stronie stołu, tuż obok szóstoklasistek, które od razu obsypały go pytaniami i uroczymi uśmiechami.
Po godzinie ucztowania wszyscy rozeszli się do swoich pokojów wspólnych. W dormitorium Nott zobaczył, że sypialnia sprawia wrażenie znacznie większej a pod ścianą stało nowe łóżko. Nie potrzebował dużo czasu by domyślić się, kto będzie na nim spał.
Nowy uczeń dotarł do nich po kilku minutach, wciąż nieco speszony i wyglądający na takiego, co nie bardzo wie, jak się zachować.
— Siemasz, jestem Scorpius. Scorpius Malfoy. — Scorp wyciągnął rękę, którą zaraz nowy uścisnął. — Śpię na łóżku obok. A to jest Ted Nott, który...
—... umie przedstawić się sam — burknął Teodor, ściskając dłoń Erica. — Cześć. Jak ci się podoba w Hogwarcie?
— Jak na razie całkiem w porządku, zupełnie inaczej niż w Durmstrangu. Cieplej, sami rozumiecie. Chociaż tam częściej padał śnieg, nie deszcz... — Uśmiechnął się krzywo i usiadł na swoim łóżku, rozglądając dookoła.
— To prawda, że mieszkasz w Hogsmeade? —  Malfoy zrzucił szkolną szatę i uklęknął przy kufrze, chcąc odnaleźć w nim piżamę.
— Taak —  odparł powoli Eric, chyba zawstydzony tym, że nie może pochwalić się posiadłością pod Londynem. —  Z siostrą, a ona pracuje w antykwariacie. Trochę nam ciasno, ale skoro teraz ja jestem tu...
—  Ładną masz tę siostrę? —  Scorp wyszczerzył zęby, ale Ted zdążył go kopnąć zanim Ilan udzielił odpowiedzi. Ten jednak zaśmiał się tylko i wzruszył ramionami.
—  Ludzie mówią, że nie jest brzydka, ale nie masz u niej żadnych szans. Nienawidzi blondynów.
Nott parsknął śmiechem. Był przekonany, że nowy zmyślił to ostatnie, ale chyba przez to właśnie go polubił.  Ucieranie Malfoyowi nosa było czymś, czym szybko można było zyskać sobie sympatię Teda.
— Dużą macie tu bibliotekę? — Ilan odezwał się po chwili krępującej ciszy, pytanie kierując do Teodora, w którym utkwił spojrzenie. Jego intensywność sprawiała, że Nott poczuł się jak prześwietlany na wylot. — W sensie, czy są w niej jakieś książki poza podręcznikami?
— Są, mamy też dział Ksiąg Zakazanych, ale uczniom nie wolno z niego korzystać bez pozwolenia któregoś z nauczycieli. Ja tam nie widzę powodu do zawracania sobie głowy jakimiś starymi książkami... Nic ciekawego w nich nie ma.
— Mylisz się, Teodorze. Najwyraźniej nie natrafiłeś na odpowiednią księgę.
Sposób, w jaki chłopak wypowiedział to zdanie sprawił, że i Nott, i Malfoy poczuli ciarki na plecach. Wkrótce mieli się przekonać, że słowa Ilana mają o wiele głębsze znaczenie.